O dziewięciu filmów z cyklu Gwiezdne Wojny zaczyna się mówić jako o „Sadze Skywalkerów”. Skąd coraz częstsze przyczepianie im takiej etykietki? Powód jest prosty: idzie nowe! Na 2025 rok jest zapowiadany nowy film z cyklu Gwiezdne Wojny, a jego reżyser, Taika Waititi zapowiada, że chce wprowadzić zupełnie nowe postaci i wprowadzić powiew świeżości do tego uniwersum. Czy to dobry kierunek działania? Czego można się spodziewać po nowozelandzkim reżyserze? Dowiedz się więcej.
Powyższe pytanie jest dość kontrowersyjne, ale… nie sposób go nie zadać. Oryginalne filmy, które powstały w latach 70-tych były absolutnym hitem i wpisały się na stałe do historii kinematografii. Historie Luke’a Skywalkera, Lei, Hana Solo i Darth Vadera zawładnęły wyobraźnią milionów widzów na całym świecie. Co najważniejsze – te filmy, mimo że miały prawo się zestarzeć, nadal „działają” tak jak powinny i zachwycają nowe pokolenia widzów.
Nie sposób się więc dziwić, że twórcy powrócili do tej serii, aby „odcinać kupony”. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że… cykl trzech prequeli, który pojawił się na przełomie XX i XXI wieku w dużej mierze zawiódł oczekiwania fanów. Chociaż to filmy, którym daleko do totalnej klapy, to np. sposób poprowadzenia wątku Anakina Skywalkera czy drętwe dialogi (zwłaszcza między Anakinem a Amidalą) nie spotkały się z pozytywnym odbiorem.
Pozostał więc niedosyt, częściowo zaspokojony przez świetną animację – Wojny Klonów.
Drugi reboot Gwiezdnych Wojen nastąpił w 2015 roku. „Przebudzenie Mocy”, chociaż było w dużej mierze kalką „Nowej nadziei”, wzbudziło pozytywne odczucia i przywróciło emocje, które towarzyszyły oryginalne sadze. Jednak dwóm kolejnym filmom – mimo powrotu dobrze znanych bohaterów – nadal brakowało „czegoś”, co widzowie pokochali w latach 70-tych.
Mimo to Disney, który przejął franczyzę, chce kontynuować to uniwersum. Robi to obecnie poprzez seriale. I trzeba przyznać, że np. Mandalorianin jest wyjątkowo udany i wciąga, podobnie jak wydany „w międzyczasie” film Łotr 1. Ale już na przykład serial Obi-Wan Kenobi, który budził wielkie nadzieje, zdaje się zawodzić oczekiwania.
Czytaj też: Obi-Wan Kenobi – nowy serial Star Wars
Pytanie więc: czy produkcja kolejnych filmów z cyklu Gwiezdnych Wojen wniesie coś więcej niż „odcinanie kuponów” i nie będzie „skokiem na kasę” widzów? Nadzieja, że będzie dobrze, jest podsycana właśnie przez nazwisko reżysera.
Taika Waititi jest reżyserem pochodzącym z Nowej Zelandii, którego międzynarodowa kariera „wybuchła” w 2017 roku, kiedy na ekrany trafiła trzecia część Thora w jego reżyserii. Do tej pory znany wąskiemu gronu twórca zyskał ogromne uznanie, ponieważ zrobił coś, czego nie udało się wielu odpowiedzialnych za filmy komiksowe: wniósł do tego filmu swój autorski styl. Niesamowity humor i luz, który przebijał się przez całą fabułę, do tego bardzo „kolorowy” świat inspirowany latami 80-tymi wykreowany na ekranie – to wszystko sprawiło, że Thor Ragnarok stał się jednym z ukochanych filmów MCU dla wielu fanów.
„Ragnarok” zupełnie przyćmił wcześniejszy, źle przyjęty, „Mroczny świat” – pozbawiony „pompatyczności”, zrobiony ze swadą, a przy tym bardzo sprawnie poprowadzony… stał się doskonałą odtrutką. To również ten film zachęcił Marvel Studios do dawania reżyserom szerszego pola do kreatywności artystycznej. I to właśnie dlatego do grona filmowców w kolejnych fazach MCU dołączyli np. laureatka Oscara, Cloe Zhao (The Eternals) czy Sam Raimi – znany nie tylko jako reżyser pierwszych filmowych Spider Manów, ale i kultowych horrorów. Tę nutkę „grozy”, ale i klasycznych slasherów można dostrzec wyraźnie w nowym Doktorze Strange’u.
Można więc śmiało powiedzieć, że Taika Waititi „napędził” zmiany w MCU, które sprawiły, że to uniwersum złapało drugi wiatr w żagle. Być może tak samo będzie z Gwiezdnymi Wojnami, których ma być nie tylko reżyserem, ale i scenarzystą. Już teraz zapowiada wprowadzenie zupełnie nowych postaci, ale… jakich i wokół czego będzie się toczyła ta historia, tego jeszcze nie wiadomo. Sam artysta potwierdza jedynie, że pracuje nad scenariuszem i że nie chce po raz kolejny „odgrzewać tych samych kotletów”. Pozostaje więc tylko oczekiwać z niecierpliwością, jakie będą efekty. Można mieć jednak nadzieję, że zaskoczenie będzie tylko pozytywne.