Produkcje anime zaczynają coraz śmielej przedzierać się do mainstreamu, także w Polsce. Krokiem milowym na tej drodze było pojawienie się pierwszej produkcji made in Japan na wielkim ekranie. Mowa o Belle Mamoru Hosody. Animacja z legendarnego Studio Chizu trafiła także do polskich kin. Czy to produkcja warta obejrzenia albo film, od którego można zacząć przygodę z anime? Sprawdź!
Za sekretem międzynarodowego sukcesu Belle stoi Mamoru Hosoda, odpowiedzialny też za nominowaną do Oscara w 2018 animację, Mirai. Ten artysta ma na swoim koncie m.in. pracę jako główny animator przy wybranych odcinkach kultowego Dragon Ball Z, Ashita no Nadja czy Czarodziejki z Księżyca.
Najbardziej znany jest jednak ze swojej twórczości reżyserskich. Ważnym przełomem w jego karierze był film O dziewczynie skaczącej przez czas z 2006 roku (Nagroda Japońskiej Akademii Filmowej 2007), a następnie Summer Wars z 2009 roku. Najlepiej znanym dziełem Hosody jest wspomniane już Mirai, które doczekało się nominacji Nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej.
Belle to kolejny film Studio Chizu. Został stworzony przez ekipę odpowiedzialną za sukces Mirai, ale przy wsparciu Jina Kima – animatora i projektanta postaci z produkcji Disney’a.
Początkowo produkcja miała być musicalem, jednak – głównie z uwagi na to, że w Japonii nie ma zwyczaju kręcenia tego gatunku – ostatecznie w Belle piosenki przeplatają się ze zwykłymi dialogami. Mimo to, muzyka stanowi ważną oś fabularną historii.
Premiera filmu odbyła się na Festiwalu w Cannes, a projekt stał się wyjątkowym sukcesem – i to zarówno w Kraju Kwitnącej Wiśni, jak i poza nim. Produkcja została wyróżniona nie tylko Nagrodą Japońskiej Akademii Filmowej, ale także uzyskała nominacje do Annie Awards w aż pięciu kategoriach.
Animacja trafiła także w gusta widzów – z 95% punktów na Rotten Tomatoes i oceną 7,2 na IMDB. Do tej pory, w światowym box office film zarobił aż 63,8 mln dolarów. Jak na anime – to bardzo dużo. Już same te fakty sprawiają, że ta historia budzi zainteresowanie.
Czytaj też: Anime dla początkujących – gatunki
Belle można zaliczyć do gatunku shōjo, czyli historii o nastoletnich bohaterkach, jednak fabule tego anime daleko do banalnych „teen drama”. To opowieść utkana z bardzo wielu wątków, która powstała na styku kultur oraz tradycji i nowoczesnego, dość dystopijnego świata. Fabuła gra z dobrze znanymi konwencjami i wychodzi poza stereotypy.
Na początku historia wydaje się bardzo prosta. Widzowie poznają Suzu, nieśmiałą, zamkniętą w sobie nastolatkę, która nie radzi sobie w świecie rówieśników. Tragedia, która dotknęła ją w dzieciństwie kładzie się cieniem na jej życiu i – mimo że upłynęło już wiele lat – nie pozwala dziewczynie osiągnąć szczęścia.
Ucieczką od smutnej i monotonnej rzeczywistości staje się dla niej U – wirtualny świat, w którym można się wymyślić na nowo. Tu powstaje jej alter ego, czyli Belle. Na pozór to zupełne przeciwieństwo cichej i skromnej Suzu. Przepiękna młoda kobieta o zniewalającym głosie, której muzyka szybko podbija serca użytkowników U.
Szybko okazuje się jednak, że na pozór baśniowy świat, w którym dominują pozytywne emocje, wcale nie jest tak nieskazitelny. I tu pojawiają się potwory. Co stanie się, kiedy na drodze Belle stanie Bestia, która tutaj przybiera szaty hejtera? Szybko okaże się, że historia ma drugie dno, a realny i wirtualny świat mają ze sobą więcej wspólnego niż się wydaje. Żeby nie zdradzać zbyt wiele fabuły, na tym poprzestaniemy, bo to historia warta obejrzenia, bardzo dynamiczna i zaskakująca, a przy tym z wartościowym morałem.
Belle, Bestia… skojarzenia nasuwają się same, prawda? I rzeczywiście, są one trafne! W fabule stworzonej przez Mamoru Hosodę wyraźnie widać nawiązania do disney’owskiego klasyka o Pięknej i Bestii. Są to jednak tylko (i aż) nawiązania, a nie przeniesienie historii znanej widzom z Zachodu do świata japońskiej kultury. Autorzy podeszli do niej bardzo odważnie i kreatywnie – z jednej strony bardzo wyraźnie mrugając do widza (pojawia się np. słynna scena tańca w sali balowej), ale z drugiej wychodząc poza ramy tej opowieści i jej symbolikę.
Jednym z najciekawszych elementów świata stworzonego w Belle jest U, czyli wirtualna rzeczywistość. To więcej niż alegoria wszechobecnych mediów społecznościowych. To raczej spojrzenie w ich przyszłość i futurystyczna wizja tego, do czego zmierza świat.
U pozwala zupełnie zanurzyć się w innej rzeczywistości – miejscu, w którym nie ma żadnych granic kreatywności. Ten „inny wymiar” zachwyca przede wszystkim wizualnie. Każde przeniesienie się bohaterów do wirtualnej rzeczywistości to prawdziwa uczta dla oczu. Feeria barw, intrygujące postaci i niekończąca się przestrzeń robi ogromne wrażenie.
Czy jednak U to (nomen omen) utopia? Niekoniecznie. Podobnie jak w dobrze znanych z „realu” mediów społecznościowych, i tu kryje się czarna strona. Hejterzy, przemoc, dezinformacja, ocenianie po pozorach, a do tego zagrożenie ujawnieniem prawdziwej tożsamości, które jest dla bohaterów największą obawą.
Zobacz również: 5 tytułów, od których warto rozpocząć przygodę z mangą
Chociaż odsłona wizualna Belle jest jej bardzo mocną stroną, jeszcze bardziej zjawiskowa jest muzyka, skomponowana przez trio Taisei Iwasaki, Ludvig Forssell, Yuta Bandoh. Kolejne piosenki podbudowują fabułę i wywołują intensywne emocje – to absolutny majstersztyk, także w polskiej wersji językowej. Tu głosem Suzu oraz Belle jest Daria Zawiałow i… jest to argument, który przemawia za obejrzeniem tego anime również w dubbingu. Piosenki w jej wykonaniu, np. „Wietrze bądź” brzmią fenomenalnie, a piosenkarka dobrze poradziła sobie również w dialogach jako cicha nastolatka.
Tak. Belle to doskonała propozycja dla osoby zainteresowanej światem anime i dobre wprowadzenie do tej estetyki. Wpływają na to:
Jeśli więc będziesz mieć okazję zapoznać się z Belle, gorąco polecamy. To pozycja warta uwagi!