Czy wiesz, że od premiery „Avatara” upłynęło już kilkanaście lat? Tak, tak! Film, który absolutnie oszołomił wizualnie, pojawił się na ekranie w 2009 roku. I to właśnie on przez kolejne 10 (!) lat pozostawał na szczycie listy najbardziej dochodowych produkcji kinowych wszech czasów. Dlaczego o tym piszemy? Ponieważ już 16 grudnia 2022 roku pojawi się długo wyczekiwany sequel: „Avatar: Istota wody”. Zatem najwyższy czas odświeżyć sobie historię i… zastanowić się, czy warto powrócić na Pandorę.
Za „Avatara” odpowiada James Cameron – twórca tak kultowych filmów jak „Terminator”, „Obcy” czy „Titanic”. To tytuły, których fanom kina przedstawiać nie trzeba.
Jednak to właśnie „Avatar” przyciągnął do kin największą liczbę fanów. To pierwszy na świecie film, z którego zysk wyniósł ponad 2 mld dolarów. W ciągu roku od premiery jego dochody osiągnęły niemal 2,8 mld dolarów! Wynik został przebity dopiero 10 lat później przez „Avengers: Koniec gry”.
Z czego wynikała tak duża popularność produkcji? Złożyło się na to kilka czynników.
O ile dzisiaj kino zdaje się powoli odchodzić od technologii 3D (a przynajmniej nie jest ona aż takim „wow” jak jeszcze jakiś czas temu), o tyle w 2009 roku to była absolutna rewolucja. To właśnie specjalnie na potrzeby „Avatara” w wielu kinach na świecie zagościły projektory 3D, a premiera została przełożona o pół roku – tak, aby dać sieciom multipleksów czas na „upgrade technologiczny”.
Pewne jest, że ta nowinka technologiczna była jednym z magnesów przyciągających widzów do kina.
Aż około 60% filmu to CGI, czyli efekty komputerowe i to niesamowicie realistyczne! Całkowicie wygenerowani są mieszkańcy Pandory – księżyca, na którym rozgrywała się fabuła „Avatara”. Zastosowana technologia Image Metrics pozwoliła na uzyskanie niesamowicie realistycznych ruchów oraz mimiki postaci.
Można więc spokojnie powiedzieć, że kolejna dekada rozwoju CGI to w dużej mierze zasługa filmu Camerona, który „przetarł szlaki”. Nie dziwi więc, że scenariusz produkcji przeleżał w szufladzie reżysera od 1994 roku!
O ile w kwestiach technicznych eksperci są zgodni i potwierdzają, że „Avatar” był przełomem, o tyle sama historia budzi dyskusje. Z jednej strony mówi się, że to aktorska wersja opowieści o Pocahontas, dobrze znanej z bajek Disneya. Z drugiej – docenia się uniwersalny, ponadczasowy wydźwięk oraz to, jak dobrze łączą się tu elementy sci-fi i baśni. To połączenie udaje się rzadko, ale kiedy już wyjdzie, powstają prawdziwe perełki – z „Gwiezdnymi Wojnami” na czele.
To właśnie dlatego „Avatar” spotkał się z bardzo pozytywnym odbiorem, a z bohaterami filmu można się było z łatwością utożsamić.
James Cameron i jego zespół zadbali o niemal każdy element rzeczywistości na Pandorze oraz świata ludu Na’vi. Reżyser założył, że żaden detal pojawiający się na ekranie nie może być przypadkowy.
Twórcy podeszli do tematu naukowo i:
To niezwykle „poważne” podejście do kreowania rzeczywistości filmowej opłaciło się. Fabuła „klei się” i nie ma w niej ogromnych dziur, a stworzony świat wciąga i nie sprawia wrażenia „fasadowości”. Dlatego aż chce się do niego powrócić. I to się właśnie dzieje!
Sequel „Avatara” miał się pojawić już na Boże Narodzenie 2014 roku, jednak… skala przedsięwzięcia była na tyle ogromna, że nieustannie przekładano prace. W końcu rozpoczęły się one w 2017 roku i trwały przez ponad 5 lat.
Wreszcie nadszedł czas na efekty. Już 16 grudnia 2022 roku na ekrany kin trafi „Avatar: The Way of Water” – gadżety z tego filmu są już dostępne w przedsprzedaży! A co czeka widzów na ekranie? Wiadomo, że:
Co dokładnie stanie się na ekranie? Jeszcze chwila cierpliwości i wszystko będzie jasne. Miejmy nadzieję, że produkcja nie rozczaruje, jak np. „Matrix: Zmartwychwstania” i ponownie rozbudzi wyobraźnię widzów!